Nikone - Żyję na przedmieściach III

Siedzisz niespokojny, ja już podjeżdżam pod dziuple
Skończyły ci się gibony, a więc walisz wódkę
Gdy się skończy to wychodzisz szukać wrażeń w martwą noc
Ja w oparze już to ważę, ty wsłuchujesz się w mój głos
Już osiedle zasypia, choć to ci coś pokaże
Dookoła na ulicach, pokerowe twarze
Nie boją się śmierci ani życia lecz pomyśleć
Że z tego gdzie ugrzęźli, jest jeszcze jakieś wyjście
Przeklinają czas, kokaina, esperal
Wierz nam to częściej niż raz, zaczyna się od zera
Liczymy na twój hajs, dobrze o tym pamiętać
Bo przecież każdy z nas, ma cie za konsumenta
Także pal tego skręta i płać jak to robią inni
Dobrze wiesz, że się pałętasz po bardzo cienkiej lini
Psy cię mogą spętać, choć sami są po buchu
Paru [?] ciągle w ruchu, urządzenia do podsłuchu
Nic nie wykrywają, gdy od pół godziny
Chłopaczyna się wykrwawia, podcięli mu żyły
Ej mordo w drodze do piekła, zatrzymaj się w Piasecznie
Jeśli czegoś ci potrzeba, mam najlepszy towar w mieście

ref.
Razem ze wchodem słońca, życie bierze rozbieg
Tak naprawdę tylko z jointa, łapiesz prawdziwy oddech
Na patencie gońca, konsekwentnie puszczam w obieg
Prawdę do samego końca, robię swoje
Słońce dawno zaszło, piszę aż do jego wzejścia
Dopieszczam swój nawyk, robię kolejnego skręta
Mam tutaj na własność dwieście-pięćdziesiąt gram szczęścia
Jeśli szukasz prawdy, znajdziesz mnie na przedmieściach

Nie rób z siebie hasla, kurwa w dupie ci się jebie
Bo pewnie twoja panna ma większe jaja od ciebie
Przyszedłeś tu z niczym i jeszcze zaburzasz obieg
Krzyczysz o ulicy, ona szepcze o tobie
Miała twe kobiety i wie co się mówi w mieście
Zna sztuczki i sekrety jak ze stówy zrobić dwieście
Dobrać ci się do dupy, pod twoim własnym blokiem
Lub nakręcić żebyś kupił, wdupił dentystyczny proszek
Z wczorajszego życia, zostały tylko cienie
Bo dzisiaj na ulicach nawet dilerka kuleje
Kłuje cię coś w płucach od polanego kurewstwa?
Kamienieje lub wybucha jak fajerwerki w sylwestra
Po tej samej cenie, pierdolona ściema
Dla was to tylko interes, dla mnie to skaza podziemia
Bo wiem czego chcą, przeważnie i najczęściej
Więc chcesz prawdziwy lot? Zapraszam na przedmieście

ref.
Razem ze wchodem słońca, życie bierze rozbieg
Tak naprawdę tylko z jointa, łapiesz prawdziwy oddech
Na patencie gońca, konsekwentnie puszczam w obieg
Prawdę do samego końca, robię swoje
Słońce dawno zaszło, piszę aż do jego wzejścia
Dopieszczam swój nawyk, robię kolejnego skręta
Mam tutaj na własność dwieście-pięćdziesiąt gram szczęścia
Jeśli szukasz prawdy, znajdziesz mnie na przedmieściach

Ta przeklęta ziemia, czarną krwią broczy
Ludzie nie chcą wybaczenia boga a jego pomocy
Już nic do stracenia nie masz? I jak to się stało
W sobie same zaprzeczenia, ta ulica to paradoks
Bezlitosna otchłań trwa w nieskończonym amoku
Czujesz to w duszy i kościach, że nie ma już stąd powrotu
To moc boska, kurwa daj se spokój
Swoje użalanie odstaw, jesteś panem swego losu
Liczyłeś na sukces, szybki hajs i łatwy seks
I wiesz, że jesteś oszustem chociaż w lustrze prężysz się
Ale czujesz pustkę i bezproduktywny gniew
Zanim uśniesz, dam ci coś na sen
Jeszcze tu podjadę, bo koleżka dzwonił
Że ma jakąś grubszą jazdę się nie może uspokoić
Przez przedmieście jadę, wracam nareszcie do domu
Przed snem liczę sos i palę jointa a od jutra znowu

ref.
Razem ze wchodem słońca, życie bierze rozbieg
Tak naprawdę tylko z jointa, łapiesz prawdziwy oddech
Na patencie gońca, konsekwentnie puszczam w obieg
Prawdę do samego końca, robię swoje
Słońce dawno zaszło, piszę aż do jego wzejścia
Dopieszczam swój nawyk, robię kolejnego skręta
Mam tutaj na własność dwieście-pięćdziesiąt gram szczęścia
Jeśli szukasz prawdy, znajdziesz mnie na przedmieściach