Tekst piosenki:
Ekstremalny ostracyzm z racji własnych poglądów
Banalnie tłumaczysz stosowność swoich sądów
Banda głąbów przyklaśnie niesiona siłą prądów
Zniewolona iluzja, trąd wdarł się do narządów
Odpowiedzialnych za procesy, zmysł obserwacji
Idioto, chcesz kreślić wykresy, swojej dominacji
Nie będzie rewelacji kiedy splunę w twoja stronę
Bo plany supremacji, są z góry przekreślone
Pokój śmierdzi zgonem, rzeczywistość to poligon
Mięśnie pokrzywione, boli kość, haloperidol
W silnych dawkach nie wykrzywia tak percepcji świata
Jak przystało na wariata nie zamykam się w schematach
Taka istota kumata na idei sznurku lata
Szare komórki - wata, gdy twój guru strzeli z bata
Marne szanse, strata ,bo się nie boje wyjść z pokoju
Dwa dziewięć lat preludium do nawałnicy gnoju
Siłą ducha i mózgu rezygnuje z symbiozy
Weź posłuchaj głupku, ja pozbyłem się obroży
Musiałem się przyłożyć, zerwałem się ze smyczy
Ale dzięki mocy woli to ty teraz jesteś niczym
I nikim i niczyj, włóczykij miał przyczyn
Tysiące, to wyczyn, że wylazł na ludzi
Pokryci duma, w środku są bardzo chudzi
Dość taplania się w przeszłości bo to bagno brudzi bardzo
Wielcy macho gardzą, upadła larwa
Z larwy rodzi się motyl co skorupę ma twardą
Werbalną petardą ucinam ci łapy
Obrywam język, nie mów, nie pisz, zabij dylematy
Lepiej nie wychodzić z chaty drugie "ja" rusza na łowy
Mnie naprawdę są tysiące, hydra, sposób odnowy
Regenracji sił, wściekłej penetracji żył
Zobaczysz, będziesz wił się i wył, żałosny szczyl odzyskał mordę
Kilkaset godzin temu umiałem nieśmiało pukać
Czas ponownych narodzin, traktuje wrota z buta
Krew przestaje być zatruta, po kostki w strachu brodzisz
Kończę sobie szkodzić - gniew cudownie uwodzi
Uczę się kontroli, przez co mam więcej mocy
Skradam się powoli jak partyzant wale z procy
Prosto w twoje oczy, uszy, nos i gardło
Mówiłeś "gnój się stoczy" czy wyszło? Nie bardzo
Odważnie i hardo gnam prosto przed siebie
Nadwyrężam gardło, uświadamiam wam, że w chlewie
Są diamenty, tak, biblijne "perły przed wieprze"
Lamenty, nie rozumiesz? Widać nie dorosłeś jeszcze
Widzisz jaka gra pozorów - bo pozornie gruba ryba
Chce pozbawić mnie walorów, wiem, tak czasem bywa
Nikt tego nie ukrywa, że frustracja brudzi serca
A mój głos bezlitośnie się w głowę ci wkręca
Pasożyt kleszcz, o co chodzi dobrze wiesz
Taka zwykła szara wesz potrafi obnażyć prawdę
Zabolało tak bardzo, zemsta, pozwól, że zgadnę
Co da ci kilka bluzgów, jak pointy są dosadne?
Kiedy chce pozbawić życia to nie strzelam prosto w głowę
Najpierw odgryzę język - chce się bawić twoim słowem
Będę semantycznym bogiem, pozmieniam znaczenia
Obedrę skórę, wiem, pod szatą nic nie ma
Nazywasz mnie szmata, dajesz argument do ręki
Zapłacisz mi za to, kręgosłup taki miękki
Wiem jestem niezdarny, a to naprawdę były męki
Lecz udało się zarzucić ci kawal konkret pętli
A teraz ty łap ostatni haust powietrza
Ze wszystkich tych lat ta data jest najlepsza
Tutaj nie ma sensu spór, czyja wizja bardziej pieprzna
Przegrałeś, stary, bój z geniuszem o twarzy wieprza
Dodaj adnotację do tego tekstu »
Historia edycji tekstu
Komentarze (0):