Wojciech Młynarski - Makabryczna ballada o biurowej goniec

Tekst piosenki:


Przyszło toto niewinne i czyste,
włosy miało jak łan przaśny żyta
i goniło, goniło z wychodzącym pismem,
budząc ogólną litość.

Personalny ją mijał spokojnie,
sekretarka – z uśmiechem na twarzy,
strażnik, straszny dziadunio, o japońskiej wojnie
na przyzbie biura z nią gwarzył.

Tak mijały roboczogodziny,
goniec była tak miła, tak słodka,
że w nagrodę jej dano raz na imieniny
kuponik totolotka.

Każdy skreślił po jednej cyferce,
goniec niemal płakała z wzruszenia,
no bo co tu ukrywać: ujął ją za serce
gest piękny zjednoczenia.

A nazajutrz gruchnęła zaś bomba
albo z nieba spadł grom – jak kto woli –
bo na goniec kuponik milion padł okrągły
plus numer banderoli.

Każdy chodził dosłownie jak ścięty,
zimny pot zrosił w lot wszystkie czoła,
każdy przecież sam skreślał, ale takiej puenty
przewidzieć nikt nie zdołał.

Wszyscy wściekli, złe słowa miotali,
jak to zwykle się zdarza w balladach,
aż tu nagle, znienacka w drzwiach biurowej sali
stanęła goniec blada.

Gdyśmy zaś otoczyli ją tłumem,
ona, głos załamując z wzruszenia,
powiedziała: „Wpłaciłam właśnie całą sumę
na rozwój zjednoczenia!”.

W tej makabrą przeżartej balladzie
straszny morał się jawi na koniec:
Jakaż kwitnie etyka w wyższych urzędnikach
skoro takie zasady ma goniec?