ŁJK - Gotów

Tekst piosenki:


Ref.:
Dmuchnie nam w pysk - gniew
Zanim mrugniemy spadniemy na beton jak liść
Głównie za wstyd - krew
Z losem zaczniemy się bawić a potem nasz zysk
Zleci na ryj - wiesz
Co sami dajemy powraca i broni nam śnić
Jeśli to syf - więc
Liczę dokładnie, bo wolę nie płakać i żyć x2

Nie ma kłopotów gdy już leżysz płasko
Więc ciągle gotów, żeby przyjąć fiasko
Swe tarapaty dziś nazywam łaską
Chociaż sprawiają, że wciąż nie śpię, kiedy światła gasną

Pamiętam tę sytuację
Przynoszę kwit i mówię do niej, że zabieram cię na kolację
Że nie musimy się martwić hajsem i widzę jej irytację
Ona mi mówi, że to niemożliwe, bo za godzinę leci z nim na wakacje

Co? Papieros potem mierzył długie noce
Krwawe rodeo w głowie, kiedy myślałem że skoczę
Pamiętam jak ciągle wydzwaniam i bełkoczę
Szybko przeszło, lecz nie obyło się bez wykroczeń

Niełatwo jest w syfie, nawet gdy to willa
Co roku lipiec, przypłynie idylla
Czasem ledwo zipię, wracam jak Godzilla
Ty też mała bądź silna

Ref.:
Dmuchnie nam w pysk - gniew
Zanim mrugniemy spadniemy na beton jak liść
Głównie za wstyd - krew
Z losem zaczniemy się bawić a potem nasz zysk
Zleci na ryj - wiesz
Co sami dajemy powraca i broni nam śnić
Jeśli to syf - więc
Liczę dokładnie, bo wolę nie płakać i żyć x2

Wracają do nas falami, chwile gdy mieliśmy za nic
To, że jesteśmy ubrani, syci i dobrze wyspani
I życzę sobie, by ma wdzięczność nie miała granic
Nawet jeśli nie skończę w swej rezydencji w Miami

Wszystkie kroki to dziękczynne pieśni
Znowu piszę - w głowie się nie mieści
Mordę zamknął ten, co grób mi wieścił
Miałem komfort, mogłem takich skreślić

Nie dla nich pięści, dzisiaj spokój mnie oplata
Choć z pokoju nie wychodziłem prawie dwa lata
I jedyne czego chciałem - zawisnąć jak szmata
Dziś znów na bicie latam, jak na boisku Zlatan

I nie spocznie szatan, lecz mam wsparcie swego brata
Psy już nawet nie podchodzą, działa czuły radar
Zło, które wyrządziłem wraca czasem nadal
Lecz chyba więcej ran już nie zadam

Ref.:
Dmuchnie nam w pysk - gniew
Zanim mrugniemy spadniemy na beton jak liść
Głównie za wstyd - krew
Z losem zaczniemy się bawić a potem nasz zysk
Zleci na ryj - wiesz
Co sami dajemy powraca i broni nam śnić
Jeśli to syf - więc
Liczę dokładnie, bo wolę nie płakać i żyć x2

Wierzę, że obrałem dobry kurs i wygrałem równy puls
Już nie wierzę w taki luz, co obraca słowa w gruz
Ciężko pracuje mój mózg, gdy chcę zrobić coś na już
Jakoś to będzie? To dowcip z brodą jak Conchita Wurst

Jakoś to nie jakość, co dostanę za to?
Nie wypada robić fuchy, gdy dla wersów jestem tato
Muszę robić swoje ruchy, bo mam w planach takie lato
Że Warren Buffett by powiedział, że to na bogato

Ale nie muszę posiadać
Wole miec z kim pogadać
O zaletach i wadach
Planach i zasadach
Wałach i roszadach
I jak ci sie uklada?
Czemu znów jesteś blada?

Gotów jestem dziś
Przyjąć skutki głupstw
Znowu dzielnie iść
Widzieć to na plus

Chociaż tyle blizn
Wdziera się w mój mózg
Nie chcę robić min
Słysząc tony bluzg