Teksty piosenek > G > Genesis > The Light Dies Down On Broadway
2 424 241 tekstów, 31 299 poszukiwanych i 385 oczekujących

Genesis - The Light Dies Down On Broadway

The Light Dies Down On Broadway

The Light Dies Down On Broadway

Tekst dodał(a): pysia026 Edytuj tekst
Tłumaczenie dodał(a): Afterglow70 Edytuj tłumaczenie
Teledysk dodał(a): whatever11 Edytuj teledysk

Tekst piosenki:

He follows a small path running along the top, and
watches the tube bobbing up and down in the water as the
fast current carries it away. However, as he walks around
a corner Rael sees a sky-light above him, apparently
built into the bank. Through it he can see the green
grass of home, well not exactly; he can see Broadway.

As he walks along the gorge's edge,
He meets a sense of yesteryear.
A window in the bank above his head
Reveals his home amidst the streets.

Subway sounds, the sounds of complaint
The smell of acid on his gun of paint.
As it carves out anger in a blood-red band,
Destroyed tomorrow by an unknown hand;
- My home.
Is this the way out from the endless scene?
Or just an entrance to another dream?
And the light dies down on Broadway.

His heart, now a little bristly, is shaken by a surge
of joy and he starts to run, arms wide open, to the way
out. At this precise point in time his ears pick up a
voice screaming for help. Someone is struggling in the
rapids below. It's John.

But as the skylight beckons him to leave,
He hears a scream from far below.
Within the raging water, writhes the form
Of brother John, he cries for help.

He pauses for a moment remembering how his brother
had abandoned him. Then the window begins to fade
- it's time for action.

The gate is fading now, but open wide.
But John is drowning, I must decide
Between the freedom I had in the rat-race,
Or to stay forever in this forsaken place;
Hey John!
He makes for the river and the gate is gone,
Back to the void where it came from.
And the light dies down on Broadway.

 

Dodaj adnotację do tego tekstu » Historia edycji tekstu

Tłumaczenie :

Pokaż tłumaczenie
I oto baranek kładzie się na Broadwayu.

Wczesny ranek na Manhattanie,
Znad morza wieje wiatr.
Nikt już nie strzeże Pałacu Filmowego.
Nocni dozorcy skończyli swa rozrywkę
Śpiąc za darmo na nocnym seansie.
Znów to samo zakończenie - czas iść!
Wynosić się!,
Zda się, że nie mogę opuścić swego snu.
Coś się porusza we mgle na chodniku.
A baranek kładzie się na Broadwayu.

Nocni włóczędzy cierpią swe bolączki
Sklepik otwiera swe podwoje.
Seriami nadciąga metalowy ruch
Lecz stacja benzynowa ugasi ich pragnienie.
Pękło zawieszenie na zaniedbanej drodze.
Oczy kierowcy czytają "przeładowany"
A z przejścia podziemnego metra
Rael - Dziecko Aerozolowego Imperium
Wychodzi w światło dnia, rozpylacz ma schowany.
A baranek kładzie się na Broadwayu.

Baranek wydaje się być tu całkiem nie na miejscu.
Choć panorama Broadwayu odbija się w jego oczach.
Znajduje sobie tam schronienie
Przynosząc spokój powietrzu.
Choć sztuczne światło świeci nocą jasno.
Nikogo dziś nie skąpało w swej bieli
Kiedy neony gasną, by okryć się bielą
Rael - Dziecko Aerozolowego Imperium
Czyści broń - już nie pamięta co zrobił
I baranek kładzie się na Broadwayu.

Suzanne jest zmęczona jej praca się skończyła.
Myśli: pieniądze - kochanie - bądź gotowa - neony.
Aksamitna rękawiczka taksówkarza naciska klakson
I trocinowy król spluwa z pogardą.
Nocne dziewczyny spuście swe oczy,
Nie patrzcie na mnie! Nie należę do was!
Jestem Rael!
Coś we mnie już się zaczęło.
Bóg wie co zrobiłem.
I baranek kładzie się na Broadwayu
Na Broadwayu
Mówią, że na Broadwayu światła zawsze świecą jasno.
Mówią, że w powietrzu rozsnuta jest magiaOn Broadway, piosenka z 1964 roku, nagrana przez grupę The Drifters. Tutaj wpleciono fragment melodii wraz z dwoma wersami z refrenu.

Tłumaczenie: Wydawnictwo Rockserwis
---------------------------------------------------------------------
Tekst wyjaśniający
Baranek Kładzie Się Na Broadwayu - (The Lamb Lies Down On Broadway)

Autor tekstu: Peter Gabriel
Autor tłumaczenia: Wydawnictwo Rockserwis

Zabierzcie paluchy z mojego oka. Kiedy piszę, lubię patrzeć na motyle za szkłem wiszące wokół na ścianach. Ludzie we wspomnieniach są przyczepieni do zdarzeń, których zbyt dobrze nie pamiętam, ale biorę jednego do ręki, aby obserwować jak się rozpada, rozkłada i daje pożywkę innej formie życia. Ten, o którym mówię zrobiony jest z materiału ulegającemu całkowitej biodegradacji i jest sklasyfikowany jako 'Rael'. Rael mnie nienawidzi, ja lubię Raela, - tak, nawet strusie mają uczucia, ale nasza przyjaźń jest czymś, z czym obaj uczymy się żyć. Rael lubi się bawić, ja lubię rymować, ale już nie zobaczycie mnie więcej tak wprost - on nie znosi gdy się plączę pod nogami. Więc jeśli jego historia kupy się nie będzie trzymać, możecie mnie zawołać albo wytrzymać, w porządku? (tu rym był zamierzony, idioci).

Migająca igła skacze w czerwień. Nowy Jork wyczołguje się z łóżka. Zmęczeni goście proszeni są o opuszczenie ciepła całonocnych kin. Przespali się na obrazach, o których inni tylko śnią. Źle opłaceni statyści przeszkadzają śpiącemu Broadwayowi. "IDŹ" na lewo, "NIE IDŹ" na prawo. Na Broadwayu kierunki nie wyglądają tak wesoło. Duchy aut dotrzymują kroku rannym wyścigom taksówkarzy.

Dosyć tego! Nasz bohater posuwa się w górę schodami metra w światło dnia. Pod skórzaną marynarką ma rozpylacz, którym już wystrzelał R.A.E.L dużymi literami na ścianie metra. Może nie wiele to dla was znaczy, ale dla Raela to część zdobywania sobie imienia. Kiedy nie jesteś nawet Portorykańczykiem czystej krwi, życie jest twarde, a tylko twardzi przeżyją.

Niedbałymi spojrzeniami rzucanymi wzdłuż mokrej ulicy, Rael ocenia ruch w poszukiwaniu potencjalnych przeszkód. Nie widząc żadnych, idzie dużymi krokami po chodniku mijając magazyn, z którego zdjęto już żelazne kraty, zasłaniające uśmiech reklamującej pastę do zębów dziewuszki. Mija damy nocy oraz stójkowego Franka Leonowicza, który stoi przed drzwiami sklepu z perukami. Stójkowy Leonowicz patrzy na Raela w sposób podobny do tego w jaki patrzą na niego inni stójkowi i Raelowi z trudem udaje się ukryć, że coś chowa pod kurtka. W międzyczasie z mgły wyłania się jagnię i kładzie się. To jagnię nie ma absolutnie nic wspólnego z Raelem, czy też z jakimkolwiek innym jagnięciem. Po prostu kładzie się na Broadwayu.

Niebo jest zachmurzone i akurat kiedy Rael się ogląda, na Time Square pojawia się czarna chmura jak balon. Spoczywa na ziemi i układa się w kształt płaskiej powierzchni o ostrych kantach, która twardnieje i rozciąga się na całej przestrzeni miedzy East Endem i West Endem, wzdłuż 47 Ulicy i w górę do ciemnego nieba.

Rael zaczyna biec w stronę Columbus Circle. Za każdym razem gdy odważa się spojrzeć, widzi że czarna ściana posunęła się o przecznicę. W momencie gdy wydaje mu się, że utrzymuje stały dystans od ściany, jej wiatr silny i chłodny zmniejsza jego szybkość. Wiatr wzmaga się, wysusza mokre ulice, podrywa kurz z ich powierzchni i rzuca Raelowi w twarz. Coraz więcej brudu frunie z wiatrem, zaczyna przyklejać się do skóry i ubrań Raela, tworząc solidną warstwę, która powoli go unieruchamia.

Rael odzyskuje przytomność w mglistym półświetle. Jest ciepło owinięty w pewnego rodzaju kokon. Jedyny dźwięk jaki słyszy to kapanie wody, która okazuje się być źródłem migającego światła. Odgaduje, że jest prawdopodobnie w jakiejś piwnicy, albo w przytulnym grobie, albo katakumbie, albo w skorupie jajka, które ma wpaść właśnie do macicy. Cokolwiek to jest, czuje się spokojny i zadowolony, oszołomiony ciepłem wody chlupoczącej mu w brzuchu, więc po co martwic się co to znaczy. Przyjmując z rezygnacją nieznane, Rael zapada w głęboki sen.

Budzi się zlany zimnym potem, czuje nudności, nie ma śladu kokonu, widzi za to więcej szczegółów dookoła w piwnicy. Jest o wiele więcej świetlistej wody kąpiącej z dachu. Wokół niego tworzą się i rozpadają z niewiarygodną szybkością stalaktyty i stalagmity. W miarę jak dociera do niego lęk i zaskoczenie, Rael zapewnia sam siebie, że opanowanie da mu bezpieczeństwo, ale myśl ta ginie, gdy stalaktyty i stalagmity zamykają się w ustalonych pozycjach tworząc klatkę, której pręty zacieśniają się wokół niego. Przez moment zabłysnęło światło i Rael widzi nieskończoną sieć klatek powiązanych razem czymś w rodzaju liny. Gdy kamienne pręty przyciskają się do jego ciała, Rael widzi na zewnątrz swojego brata Johna zaglądającego do środka. Twarz Johna jest nieruchoma mimo wołania o pomoc, ale w jego nieobecnym wyrazie formuje się kropla krwi i spływa wzdłuż policzka. Potem John spokojnie odchodzi, zostawiając Raela na pastwę bólu, który zaczyna drążyć jego ciało. Jednakże właśnie wtedy, gdy John znika z pola widzenia, klatka roztapia się i Rael zostaje uwolniony, obracając się jak bąk zabawka.

Rael siedzi na wypolerowanej podłodze i czeka aż skończy się zawrót głowy. Jest w pustym nowoczesnym holu, gdzie sprzedawczyni niczym lalka ze snów siedzi przy biurku recepcjonisty. Zupełnie nie proszona zaczyna recytować "To jest wielka parada martwych opakowań. Wszystkie, które tu widzicie są przeznaczone na sprzedaż za wyjątkiem paru nowych produktów w drugiej galerii. Cały ten towar ma pokryć koszty funkcjonowania przedsiębiorstwa. Inne produkty przeznaczone są dla operatorów poszczególnych sekcji. Istnieje mnóstwo możliwości dla tych, którzy chcieliby zainwestować spore kwoty. Mamy tu drogie, uczuciowe i tanie, stale niedożywione. Wygląd każdej z nich świadczy o niej. Z wyjątkiem przeznaczonych na wyprzedaż niedożywionych, do których dodajemy gwarancję szczęśliwych urodzin i wolnego od kłopotów dzieciństwa. Dach ogranicza działania grup opakowań, ale indywidua mogą poruszać się poza ścieżkami jeżeli ich zboczenia z drogi zrównoważone są przez pozostałych". Idąc wzdłuż szeregu opakowań, Rael zauważa, że twarze niektórych z nich są mu nieznane. Odnajduje w końcu niektórych członków swego starego gangu i zaczyna martwic się o swoje własne bezpieczeństwo. Biegnąc przez fabrykę zauważa swego brata Johna z numerem dziewięć przystęplowanym na czole.

Rael zajmuje się rekonstrukcją swojego życia. Na powierzchni nadmiar czasu był mu zbędny, więc zwykł był przebijać się przez życie na małej szybkości. Matka i ojciec gnębili go, więc szybko wstąpił do paczki, ale dopiero po pobycie w poprawczaku zaczęli go w gangu trochę bardziej szanować.

Tej nocy Rael wyobraził sobie swoje owłosione serce wyjęte z piersi i przy akompaniamencie bardzo romantycznej muzyki obserwował jak jest golone na łyso przez jakieś anonimowe ostrze z nierdzewnej stali. Bijący czerwonowiśniowy organ został następnie włożony na miejsce i zaczął bić szybciej, prowadząc naszego bohatera i odliczając czas w trakcie jego pierwszego romantycznego spotkania.

Rael powraca do swoich pomieszanych wspomnień, do teraźniejszości, do miejsca, gdzie się ostatnio zatrzymał. Tym razem odkrywa pokryty dywanem korytarz. Ściany pomalowane są czerwoną ochrą i wiszą na nich dziwne oznaki, które podobne są do byczych oczu, inne jak ptaki lub łodzie. Dalej w korytarzu widać ludzi; wszyscy na klęczkach. Przy wtórze urywanych westchnień i szeptów starają się powolnym ruchem przedostać do drewnianych drzwi w końcu korytarza. Rael, który nieruchome ciała widział tylko na wielkiej paradzie martwych opakowań, biegnie aby z nimi porozmawiać. "Co tu się dzieje?" woła do mruczącego mnicha, który tłumiąc ziewniecie odpowiada "jeszcze daleko do świtu". Jeden z czołgających się podobny do sfinksa mówi "nie pytaj go, ten mnich jest pijany. Każdy z nas stara się dotrzeć do szczytu schodów, tam czeka na nas droga na zewnątrz. Nie pytając jakim cudem może się poruszać swobodnie, nasz bohater śmiało przechodzi przez drzwi. Za stołem obładowanym żywnością, spiralne schody biegną ku sufitowi.

Na szczycie schodów znajdowała się komnata, prawie półkula z wieloma drzwiami dookoła na obwodzie, w niej duży tłum zebrany w grupy. Z okrzyków Rael wywnioskował, ze w komnacie są 32 drzwi, ale tylko jedne prowadzą na zewnątrz. Krzyki stały się tak głośne, że Rael w końcu zawołał "zamknijcie się!" Na chwilę zapada cisza i wtedy Rael spostrzega, że znalazł się w centrum zainteresowania, a wszyscy dają rady i rozkazy nowemu rekrutowi.

Żywiony śmieciami i popiołem mistrz łamigłówek musi poruszać się szybciej. Rael widzi spokojny kąt i biegnie tam. Stoi przy bladoskórej kobiecie w średnim wieku, która cicho mówi cos do siebie. Rael spostrzega, że jest niewidoma i prosi o przewodnika. "Na co ci przewodnik?" pyta "jeśli nie masz dokąd pójść". "Mam gdzie iść" odpowiada kobieta. "Jeśli przeprowadzisz mnie przez ten hałas pokażę ci. Jestem stworzeniem podziemnym i kieruję się powiewem wiatru". Rael przeprowadza ją przez pokój. Opuszczają tłum, który patrzy na ich odejście przekonany, że to musi skończyć się porażką. Za drzwiami kobieta prowadzi Raela do tunelu. Światło komnaty wkrótce znika i mimo pewnego kroku kobiety Rael często potyka się w ciemności. Po długim marszu przychodzą do czegoś, co wydaje się Raelowi być ogromną jaskinią. Kobieta odzywa się po raz wtóry, zapraszając go by usiadł na czymś co wygląda jak kamienny tron. Niewidoma kobieta zwraca się do Raela "usiądź tu Raelu, wkrótce po ciebie przybędę, nie bój się". Nie tłumacząc nic więcej odchodzi. Raz jeszcze Rael pozostaje sam ze swoim strachem. Tunel rozświetla się na lewo od niego. Rael zaczyna drżeć. Gdy światło jaśnieje, słychać niemetaliczny warkot. Światło staje się boleśnie jaskrawe odbijając się bielą od ścian. Rael traci wzrok, dostaje czegoś w rodzaju ślepoty śnieżnej. W panice po omacku szuka kamienia i znalazłszy go, rzuca nim w najjaskrawszy punkt. Dźwięk tłuczonego szkła odbija się echem po piwnicy.

Gdy Rael odzyskuje wzrok, widzi dwie złote kule o średnicy mniej więcej jednej stopy, odlatujące tunelem. Gdy znikają otwiera się szczelina w dachu i dach zawala się, spada na niego. Nasz bohater jeszcze raz jest w pułapce. To właśnie to myśli, gdy nie udaje mu się poruszyć żadnego z głazów, które spadły. Wołałbym być wystrzelony w tysiącu kawałków w przestrzeń kosmiczną, albo napełniony helem jak balonik i latać po mauzoleum. Choć i tak dobrze, że nie wpadnę w łapy żadnego perwersyjnego przedsiębiorcy pogrzebowego, który chciałby zrealizować swoją wizję tego jak powinienem wyglądać wypychając mi policzki watą. Zmęczony tymi hipotezami, nasz bohater ma teraz jedyną w życiu szansę, aby spotkać osobiście swego bohatera - Śmierć. Śmierć w lekkim przebraniu uszytym przez siebie. On nazywa się Supernaturalny Anestezjolog. Śmierć lubi spotykać ludzi i chce podróżować. Śmierć zbliża się do Raela ze swym specjalnym kanistrem wydaje puff i zadowolona znika w ścianie.

Rael dotyka swej twarzy, aby sprawdzić czy jest jeszcze żywy. Równocześnie zauważa silny zapach piżma w powietrzu. Idzie do kąta gdzie zapach jest najsilniejszy i odkrywa szczelinę w pokruszonych szkłach prze którą zapach ten wchodzi. Próbuje poruszyć kamienie i wreszcie udaje mu się powiększyć otwór tak, że może przez niego wypełznąć na zewnątrz. Po drugiej stronie zapach jest jeszcze silniejszy i Rael wyrusza z nowo odnalezioną energią by odkryć jego źródło.

Wędrując tak Rael dociera wreszcie do bogato zdobionego basenu z różową wodą. Jest on udekorowany złotymi ozdobami. Mury wokół basenu pokryte są kasztanowym aksamitem i wspina się po nich kapryfolium. Przez nadwodną mgłę widać kręgi na wodzie. Trzy wężopodobne stworzenia płyną ku Raelowi. Każde z nich ma głowę i piersi pięknej kobiety. Przerażenie Raela ustępuje miejsca fascynacji, gdy widzi w ich oczach blask powitania. Strzygi zapraszają go do skosztowania słodkiej wody i Rael wchodzi do basenu. Gdy tylko zaczyna pić wodę, bladoniebieski blask znika z jego skory. Strzygi liżą płyn łagodnie. W miarę jak to robią, z każdym dotknięciem, Rael czuje potrzebę dawania więcej i więcej. Ugniatają jego ciało, aż kości zdają się topnieć i gdy Rael czuje, że więcej już nie zniesie - gryzą delikatnie jego ciało. W miarę jak piją pierwsze krople jego krwi, oczy im ciemnieją, a ciała obejmuje drżenie. Zagłębiony w bezradnej namiętności Rael patrzy jak umierają jego kochanki.

W rozpaczliwym wysiłku odzyskania tego, co one zostawiły w jego jestestwie Rael zjada ich ciała, a następnie walczy aby wydostać się z gniazda swych kochanek. Wychodzi przez te same drzwi, przez które wszedł i znajduje się w czymś w rodzaju getta potworów. Kiedy spostrzegają go wszystkie te powykręcane stworzenia na ulicy - wybuchają śmiechem, jeden z kolonii zbliża się do niego. Jest groteskowy w każdym calu. Jest mieszaniną narośli i wypustek. Jego wargi ślizgają się w poprzek policzka w uśmiechu, gdy wyciąga w powitaniu swoja śliską dłoń. Rael jest rozczarowany gdy oślizły mówi mu, że cała kolonia, jeden po drugim przeżywała tę romantyczną tragedię, z tymi samymi trzema strzygami, które regenerują się za każdym razem, i że teraz Rael ma taki sam wygląd jak wszyscy w kolonii i ten sam niejasny los.

Między pokręconymi twarzami oślizłych, Rael rozpoznaje to co pozostało z jego brata Johna. Tulą się do siebie i John gorzko wyjaśnia mu, że całe życie oślizłych jest poświecone zaspokojeniu nigdy nie kończącego się głodu zmysłów, które odziedziczyli po strzygach. Istnieje tylko jedna droga ucieczki - wizyta u okropnego doktora Dypera, który usunie źródło problemu, albo mówiąc bardziej jasno - wykastruje.

Dyskutują o tej, eufemistycznie mówiąc, ucieczce długo i decydują się pójść razem do doktora. Przeżywają tę okropność i otrzymują swą niebezpieczną broń w sterylnych, żółtych, plastikowych rurach ze złotymi łańcuszkami. "Ludzie zwykle zawieszają je na szyi" wyjaśnia doktor wręczając im rury. Operacja nie wyklucza absolutnie użycie ich znów, na krótko, ale oczywiście jeśli chcecie to zrobić, musicie uprzedzić nas dostatecznie wcześnie. Gdy bracia dyskutują o swojej nowej, nieprzyjemnej sytuacji, w piwnicy zjawia się wielki czarny kruk. Leci, spada w dół, wyrywa dziobem rurę z ręki Raela i wznosi się z nią wysoko w powietrze. Rael woła Johna aby z nim poszedł, lecz ten odpowiada "nie będę gonił czarnego kruka. Tu w dole trzeba umieć odczytywać i rozumieć złe znaki. Kruk jest zwiastunem nieszczęścia". Jeszcze raz John opuszcza swego brata.

Kruk wiedzie Raela w dół wąskiego tunelu. Wydaje się pozwalać mu na utrzymywanie niewielkiej odległości, ale gdy Raelowi zdaje się, że może już ptaka prawie pochwycić, tunel otwiera się i kończy podziemnym parowem. Kruk niedbale wrzuca swój cenny ładunek w pędzącą szybko w dole wodę. Wystarczy to aby doprowadzić biednego chłopca do szaleństwa. Widząc niebezpieczeństwa stromego brzegu nasz odważny bohater stoi bezsilny. Idzie wąską dróżka na wierzchołek i widzi rurę podskakującą na wodzie w górę i w dół, w miarę jak unosi ją zimny prąd. Jednakże gdy Rael przechodzi dalej i skręca, widzi niebo nad sobą, jakby okno wbudowane w ścianę parowu. Widzi przez nie zieloną trawę wokół dołu; no, może niezupełnie; widzi Broadway. Jego serce teraz trochę kruche, wstrząśnięte jest przypływem radości i Rael zaczyna biec z ramionami szeroko otwartymi ku drodze na zewnątrz. W tym właśnie momencie słyszy glos wołający o pomoc. Ktoś walczy o życie w szybkim prądzie wody poniżej. To John. Rael przystaje na chwilę, stopuje go bowiem wspomnienie tego, jak to kiedyś brat go opuścił. I wtedy okno zaczyna blednąć. Znak to, że nadszedł czas działania.

Rael biegnie ku stromemu brzegowi i schodzi w dół po skałach. Zabiera mu to dużo czasu zanim dochodzi do wody starając się iść z prądem. Gdy zbliża się do wody widzi, że John traci siły. Nurkuje więc w zimną toń. Najpierw odrzucony jest na skały, potem wciągnięty w prąd, który unosi go z dala od Johna, w dół rzeki. Udaje mu się złapać skały, podciągnąć na powierzchnię i zaczerpnąć oddechu. Gdy John przepływa obok niesiony prądem, Rael znowu rzuca się w wodę i chwyta go za ramię. Uderza Johna aby stracił przytomność i ujmując silnym chwytem, kilkoma szybkimi ruchami przedostaje się do wolniej płynącej wody, gdzie może już spokojnie płynąć.

Rael wciąga bezwładne ciało brata na brzeg rzeki i bezradnie patrzy w jego oczy nie dające znaków życia. Cofa się w przerażeniu, bo oto szeroko otwarte oczy patrzą na niego, ale nie z twarzy Johna, a z jego własnej. Rael nie może oderwać od nich wzroku, zahipnotyzowany własnym obrazem. Jego świadomość szybko przeskakuje od jednej do drugiej twarzy i z powrotem, aż jego obecność nie jest już na stale zawarta w żadnej z nich. W tym płynnym stanie świadomości, Rael widzi dwa ciała obrysowane na żółto i cała sceneria zaczyna rozmazywać się w purpurową mgłę. W nagłym przypływie energii, wzdłuż obu kręgosłupów ich ciała także rozpływają się we mgle. Wszystko to ma miejsce bez jednego zachodu słońca, bez jednego dźwięku dzwonów, bez jednego kwiatu spadającego z nieba. A jednak wszystko jest wypełnione tajemniczą zatrutą obecnością. A reszta należy do was...

Tłumaczenie: Wydawnictwo Rockserwis

Historia edycji tłumaczenia

Autor tekstu:

Tony Banks, Phil Collins, Peter Gabriel, Steve Hackett, Mike Rutherford

Edytuj metrykę
Kompozytor:

Tony Banks, Phil Collins, Peter Gabriel, Steve Hackett, Mike Rutherford

Rok wydania:

1974

Wykonanie oryginalne:

Genesis

Płyty:

Selling England by the Pound (1973), The Lamb Lies Down on Broadway (LP 1974), Archive, Vol. 1: 1967-1975 (1998), Genesis 1970–1975 (2008)

Komentarze (0):

tekstowo.pl
2 424 241 tekstów, 31 299 poszukiwanych i 385 oczekujących

Największy serwis z tekstami piosenek w Polsce. Każdy może znaleźć u nas teksty piosenek, teledyski oraz tłumaczenia swoich ulubionych utworów.
Zachęcamy wszystkich użytkowników do dodawania nowych tekstów, tłumaczeń i teledysków!


Reklama | Kontakt | FAQ Polityka prywatności